SZTUKA OPOWIEŚCI W DZIAŁANIU - STRACH (CZ.I)

Baśnie na warsztacie, Strach, straszne baśnie, storytelling, sztuka opowieści, Mateusz Świstak, Krwawe Baśnie, VisAnastasis
rys: VisAnastasis
Na warsztacie: Storytelling, sztuka opowieści, strach, praca z dziećmi

Artykuł jest pierwszą częścią cyklu:
Część drugą znajdziecie TUTAJ
Część trzecią TUTAJ
Część czwartą TUTAJ

Historia zaczęła się kilka miesięcy temu. Już parokrotnie zdarzyło się, że proszono mnie o przeprowadzenie spotkań, których głównym tematem będzie strach... czyli szeroko rozumiane opowieści z dreszczykiem. I kilkakrotnie dziwiła mnie ta prośba, bo zazwyczaj nauczycielki, czy osoby wynajmujące mnie, proszą o coś wprost przeciwnego - żebym był delikatny, spuszczał z tonu, nie straszył, bo później dzieci "spać nie mogą". A tu nagle - Opowieści z dreszczykiem... i to nie raz.

Szczerze ucieszyła mnie ta prośba. Po pierwsze dlatego, że od paru dobrych lat pracuję sumiennie na opinię kogoś od tych mroczniejszych opowieści, a po drugie dlatego, że temat strachu jest inspirujący - nie tyle w rozrywce, co w życiu. Set Historie z dreszczykiem (czyli niestraszne, straszne opowieści) oficjalnie znalazł się więc w moim repertuarze, a dziś postanowiłem skreślić dla Was kilka słów na temat strachu w opowiadaniu. Niech to będzie pierwsza część poświęcona odpowiedzi na pytanie: dlaczego warto opowiadać straszne historie. W drugiej zajmiemy się tym, jak to robić i zostawię kilka trików, którymi sam posługuję się w swojej pracy. Gotowi? To jedziemy!

Zły początek


Rodzice chronią swoje dzieci. I to jest oczywiście super. Starają się zapewnić im wszystko, co najlepsze - miłość, ciepło, dobre przedszkole i szkołę, fajnych przyjaciół i bezpieczeństwo na każdym możliwym poziomie. Często dzieje się to przez izolację dziecka od świata. W ten sposób środowisko dziecka jest czyste, a ono realizuje się tam w możliwie pełny sposób. Niestety - przychodzi taki moment, kiedy drogi dziecka i rzeczywistości krzyżują się i wtedy często charakter i psychika dziecka pękają. Dlaczego? Z obserwacji wydaje mi się, że przez to, że rodzic za bardzo stawiał na pozytywne emocje, jednocześnie zamiatając te negatywne pod dywan.

I im dłużej pracuję, tym częściej trafiam na takie właśnie dzieciaki - te, które sobie nie radzą. I nie mówię tutaj o radzeniu sobie tylko z lękiem. To są dzieci, które w ogóle sobie nie radzą z z bardziej wymagającymi emocjami. Z przegraną, ze skupianiem się, z cierpliwością, z wyzwaniem. Jakby czegoś im brakowało. Gdzieś w ich oprogramowaniu nie ma odpowiedniego software'u by poradzić sobie z postawionym przed nimi zadaniami. Rzeczy neutralne, stają się początkiem złych na nie reakcji, emocjonalnej traumy.

U podstaw takiego podejścia do życia leży oczywiście troska. Ale o czym zapominają rodzice, to fakt, że świat składa się z dwóch aspektów - tego dobrego i tego złego. I jeśli przygotują dziecko tylko na jeden - ten drugi je zniszczy. Owszem - budujmy w dzieciach dobre emocje, wzmacniajmy je i dawajmy im poczucie bezpieczeństwa, ale musimy pamiętać, by robić to w otoczeniu wszystkich innych emocji.

Nauka pływania


Proponuję pomyśleć o tym jak o nauce pływania. Dobry nauczyciel nie mówi swojemu uczniowi - lepiej nie wchodź do wody, bo można się utopić. Jasne - można, ale przecież w nauce pływania chodzi o... pływanie. Chodzi o to, jak, będąc już w wodzie, nie utonąć. W nauce radzenia sobie z emocjami chodzi zaś o emocje. O to, w jaki sposób poradzimy sobie z trudnościami, kiedy te emocje zapukają do naszych drzwi. O wiele lepiej postąpimy jako rodzice, stopniowo otwierając przed naszymi dzieciakami złożoność emocji, z którymi (uwaga: odkrywam życiową prawdę) i tak będą musiały się zmierzyć.

Rolą tych, którzy sprawują pieczę nad kształtem dziecięcej duszy (czyli rodziców, wychowawców i edukatorów), jest stopniowe przyzwyczajanie jej do całego spektrum emocji. Strach, jest o tyle trudny, bo jednoznacznie kojarzy się z czymś negatywnym. Niemniej proponuję pomyśleć o tym tak: jeśli nasze dziecko nie pozna tego czym jest strach, nigdy nie będzie mogło być odważne. Bo czymże jest odwaga, jeśli nie przekraczaniem swojego własnego strachu? I jeszcze jedno ważne pytanie: Czy strach naprawdę jest czymś jednoznacznie negatywnym?

Baśnie na warsztacie, Strach, straszne baśnie, storytelling, sztuka opowieści, Mateusz Świstak, Krwawe Baśnie, Miwa yanagi
Miwa Yanagi


Strach powszedni


Przede wszystkim strach jest czymś pierwotnym. Boimy się ciemności, boimy się ognia, boimy się wielkich psów. I bardzo dobrze. Bo gdybyśmy się nie bali tych rzeczy, moglibyśmy się poparzyć, zostać pogryzieni, albo podczas nocnego spaceru po ostępach moglibyśmy stać się przekąską dla polującego akurat drapieżnika. Strach w pierwszej kolejności chroni nas przed robieniem rzeczy głupich. W drugiej jest tym czynnikiem, który informuje nas, że jesteśmy w sytuacji stresowej i uruchamia nasze obronne mechanizmy na poziomie "walcz... albo zwiewaj". Bez odpowiedniego rozeznania się we własnym strachu, jesteśmy dysfunkcyjni jako organizmy biologiczne.

Strach* o przyszłość pomaga nam o tę przyszłość zadbać, a strach przed wyzwaniem informuje, że ma ono dla nas większe niż tylko rutynowe znaczenie. Jeśli dziecko nie będzie potrafiło zarządzać nim (czyli wykazywać się tak rozwagą jaki i odwagą) - będzie narażone albo na poparzenia/ ugryzienie/ pożarcie/ potrącenie przez samochód etc. albo na paraliż, czyli niemoc działania. Niezwykle istotne jest więc to, żeby umiejętności zarządzania strachem dzieci nauczyły się od nas. Jeśli to my damy dziecku posmak strachu, będziemy mieli nad tym kontrolę. Zanim przejdę do roli opowieści w tym procesie, muszę wspomnieć o jeszcze jednym typie strachu, który w baśniach pojawia się na każdym kroku:

Strach przed nadprzyrodzonym


Duchy, zjawy i upiory, to coś, co w baśniach stanowi najbardziej niepokojący element. Z jednej strony wykracza on poza to, co zrozumiałe, z drugiej zaś różnica miedzy realnym a nierealnym jest dla dziecka trudna do wychwycenia i elementy fantastyczne mogą stać się częścią jego realnego świata, a to z kolei może eskalować strach. I choć to trudny temat, a moje kolejne słowa będą tylko pewnym uproszczeniem, myślę o tym tak: poza sferą fizyczną (czyli tym czego realnie można się obawiać), strach dociera także do sfery psychologicznej i duchowej dziecka. Symbole nadprzyrodzone są tym, co o wiele lepiej oddaje niektóre problemy niż najlepszy nawet konkret. Jeśli dobrze opowiadamy historię, wtedy konkretna zjawa staje się symbolem, z którym dziecko może się skonfrontować. To jak w tym zdaniu Chestertona: Baśnie nie mówią nam o tym, że istnieją smoki, ale pokazują, że każdego smoka można pokonać (parafraza).

Baśnie na warsztacie, Strach, straszne baśnie, storytelling, sztuka opowieści, Mateusz Świstak, Krwawe Baśnie, Haari i Deepti
Haari&Deepti


Poza tym jest jeszcze duchowość. Strefa, która może wyrządzić tyle złego, co dobrego. W której higiena wewnętrzna jest równie istotna, jak codzienne mycie się. Z jednej strony mamy wszelkie "złe filozofie", które mogą wrzucić nasze dziecko w życiowe bagno. Polem bitwy będzie umysł i dusza. Będzie strach i będzie odwaga - problem w tym, że punkt zaczepu będzie niematerialny. Albo jak wolicie nadprzyrodzony. Dobrze jest więc uzbroić dziecko w kilka metafor, za którymi będzie się mogło schować.

Z drugiej zaś strony jest jeszcze coś - wiara. Wiara w to, że po "drugiej stronie" naprawdę istnieje duchowa rzeczywistość. Weźmy jako przykład chrześcijan. Jeśli wierzą w Boga, to powinni też wierzyć w diabła. Na tym polega ich wiara! Na tej dychotomii, którą niweczy dopiero ofiara Jezusa. Jeśli wierzą w Boga, ale nie wierzą w diabła, to gdzieś coś coś jest nie tak. I bynajmniej nie chodzi mi tutaj o zabobon. Raczej o traktowanie tego, w co się wierzy na serio. Nieważne czy jesteś katolikiem, protestantem, żydem, muzułmaninem, czy wyznawcą shinto. Przestrzeń nadprzyrodzona dla osób wierzących powinna mieć równie realny (a może i bardziej realny) wymiar, co przestrzeń materialna. Chyba jedynie ateiści mają zwolnienie z tego założenia. A reszta musi sobie odpowiedzieć na proste pytanie - jak bardzo na poważnie wierzę w to, w co wierzę? I czego chcę o tym nauczyć swoich dzieci?

Opowiedz mi strach


Zupełnie szczerze - nie wydaje mi się, żeby od strachu była jakaś ucieczka. Przyjdzie w takiej lub innej formie i to raczej prędzej niż później. Warto więc powoli przyzwyczajać do niego dzieciaki. Na przykład poprzez opowieści. Spotkanie ze straszną narracją może okazać się świetnym pomysłem na wprowadzenie młodego umysłu na nieznane terytoria chociażby dlatego, że możemy regulować natężenie serwowanej historii. Już samo słowo ma tę właściwość, że dociera jedynie do granicy, do której wyobraźnia pozwala mu dotrzeć. Nie jest obrazem, od którego nie da się uciec, a jedynie sugestią. W zależności więc od tego jaki jest nasz słuchacz, możemy dozować mu właściwe emocje w odpowiedniej dawce. nie za dużo, ale też nie za mało. W przypadku słów granica jest o wiele bardziej elastyczna niż przy jakiejkolwiek innej formie przekazu. 

Ponadto o opowieści jest o wiele łatwiej porozmawiać już po, bo poruszamy się w obrębie jednego medium -  trudniej przeskoczyć z obrazu na słowo, niż ze słowa na słowo.

Baśnie na warsztacie, Strach, straszne baśnie, storytelling, sztuka opowieści, Mateusz Świstak, Krwawe Baśnie, Howard dale
Howard Dale

Ponadto, ponadto - opowieść, którą stopniowo budujemy i napełniamy tym, czego można się bać, w każdej chwili możemy rozładować, na przykład poprzez humor. Nie traci wtedy ona tego, co już zbudowaliśmy, jednocześnie z żartu tworzymy bezpieczną otulinę dla psychiki dziecka.

Ponadto, ponadto, ponadto - ramy opowieści tworzą to co ekran telewizora - dystans pomiędzy nami, którzy opowiadamy/słuchamy, a bohaterami historii. W głębi ducha dziecko wie, że to co się wydarza nie jest aż tak prawdziwe, jak próbujemy to zbudować. Dzięki tej nieprawdziwości strach ma także dobry wpływ na wydzielane do mózgu hormony (np. dopaminę). 

I na koniec, mały słuchacz, który konfrontuje się z opowieścią z dreszczykiem, nie jest jej biernym odbiorcą, ale aktywnym uczestnikiem. Może więc zareagować w momencie, w którym chce, w sposób w jaki chce, a my spokojnie możemy badać jego reakcję.

Baśń, straszna baśń działa trochę jak rozwiązywanie zadania. I to rozwiązywania w sposób kreatywny. W interakcji na linii opowiadający-słuchacz. Jeśli my - dorośli podejdziemy do tego z odpowiednim wyczuciem, może się okazać, że baśń stanie się dla dziecka przepustką do jego własnej odwagi. Przez poznanie swoich reakcji w sytuacji treningowej będzie o wiele lepiej radzić sobie w realnym świecie.

***

Jeśli chcecie poczytać trochę więcej na ten temat zapraszam do artykułu: Krwawa brutalność - brutalna krwawość (o przemocy w baśniach).

W następnej części o tym jak budować straszne opowieści.

A ilustrację do dzisiejszego wpisu pochodzą od niezastąpionej Miwy Yanagi, Duetu Haari i Deepti, Howard Dale art oraz Vis Anastasis


*Oddając sprawiedliwości sprawiedliwość, powinienem wprowadzić tutaj rozróżnienie na Strach i lęk. Strach jako to, co wyzwala reakcję stresową, a lęk jako obawę o przyszłość. Dla potrzeb tego tekstu traktuję te dwa zjawiska jako jedne problem edukacyjny. Wszystkich skrupulatnych przepraszam. Nie czuję się winny :) 

Komentarze

Popularne posty