Z codziennika opowieści III


Część pierwszą znajdziecie TUTAJ
Część drugą TUTAJ

Odrobinę lepszy


Czasami opowieść jest niezwykła przez to, w jakich okolicznościach zostaje nam przekazana. To będzie jedna z tych żul-historii, za które można rzucić kilka monet. A opowiedział mi ją Maciek, bezdomny, zniszczony alkoholem kolega. I nic za nią nie chciał. 

Był sobie duży pan, taki, co to do niego się nie podchodzi, ani po złotówkę, ani nawet po pięćdziesiąt groszy. Jeśli z kolei on sam zechce podejść do nas, to lepiej żebyśmy mieli szybkie nogi, w przeciwnym razie, będzie bolało. Wielu panów o podobnych gabarytach i wyrazie twarzy podobnym spotkał na swojej drodze kolega mój Maciek i potrafił rozpoznać ich zamiary jednoznacznie. W mężczyźnie, o którym jest ta opowieść rozpoznał chęć do bitki. Było to może na jakimś placu, może na szerokim trotuarze jednej ze śląskich ulic, tego nie wiadomo. Na pewno sceneria była miejska, bo panowie, o których tutaj mowa, pokazują się jedynie w miejscach, gdzie dojechać można samochodami z niskim zawieszeniem. Także miasto.

Sytuacja - on patrzy na Maćka, bić pewnie będzie. Maciek patrzy na niego, bitym być nie chce. Następuje ten moment, znany z westernów. Kto będzie pierwszy, czy Maciek weźmie nogi za pas, czy nasz pan podejdzie i kułaków tudzież dyni użyje. Kto pierwszy? Mierzą się wzrokiem. No kto? Oceniają… Kto?
Maciek ocenił, że mu się nie chce. Taktycznie, czy może z natchnienia podszedł więc do naszego pana. 
- Dobra - mówi - bij pan, bo nie ma sensu tracić pana ani mojego czasu. 
Pan zatkany stoi. Ta niezręczna cisza, w której psychiczna przewaga może zdziałać cuda. Nasz bohater, chwilę patrzy na Maćka, schodzi z niego powietrze. Odwraca się na pięcie i znika. 

I byłaby to zwykła żul-historia, i byłaby to zwykła opowieść o tym, że zaskoczeniem można wygrać niejedną wojnę, a słaby umysł pozostaje słabym umysłem niezależnie od masy naszych mięśni, ale Maciek na końcu jeszcze dodał:
- Myślę, że gdyby ludzie częściej patrzyli sobie w oczy i zatrzymywali się nad drugim człowiekiem, świat byłby odrobinę lepszy. 

Kontrabas

To historia, którą usłyszałem w wywiadzie z Kamilem Laszukiem, twórcą rewelacyjnego Musiconu (Możesz kliknąć Tu). 

Kiedy Kamil rozpoczynał pracę z muzyką i dzieciakami zrobił rzecz najzwyklejszą ze zwykłych. Ze swoim pomysłem w jednej ręce i z kontrabasem w drugiej poszedł do jednego z przedszkoli (sam to przerabiałem, ale zamiast kontrabasu w jednej dłoni miałem rolkę brystoli i kilka czarnych markerów, w głowie, wiadomo - Trzy Świnki).

Wśród dzieci, dla których Kamil miał grać znajdowała się głucha dziewczynka i kiedy on grał (bo po to przyszedł) ona podbiegła do niego i przytuliła się do kontrabasu.

I też słuchała muzyki, tylko że już nie uszami.


Jagusia


Ostatnią historię przesłał mi Łukasz Bernady, świetny znawca baśni i opowiadacz z Szamotuł. Historia jest tak wzruszająca, że chyba nie chcę w niej grzebać swoimi własnymi słowami. Przekazuję więc adres pod którym można ją odnaleźć.

Czy w waszej okolicy mieszka taka osoba, która była tam od zawsze? Na moim osiedlu było kilka takich postaci, niektóre wciąż są. Jest pewna Pani, która całe dnie spędza przyśrubowana do swojego krzesełka przy oknie na parterze. Ma twarz bay jagi i włosy, które przypominają grzywę Mufasy. I pamiętam ją w tym okienku od… zawsze. A co najlepsze, mój tata też pamięta ją w tym okienku od zawsze. Kiedyś był złomiarz - Kaziu Oliwa, rudy, pomocny alkoholik, powyginany niczym pytajnik. Na Warszawskiej Pradze był menel Guma, który doczekał się nawet pomnika. A we Wronkach?

We Wronkach była Jagusia.

***

Przypominam także o plebiscycie Słoneczniki i proszę o oddawanie głosów na Klub Latających podróżników.


***

Ilustrację sponsorują: baśnie na warsztacie i I.lex


Komentarze

Popularne posty