WTORKOWA PORCJA OPOWIEŚCI - JAK KUKUCZKA (CZ. VII)

 

Himalaje, Kukuczka, Świnka, Echo


Środa. Więc niech będzie Wtorkowa Porcja Opowieści. 

Dziś dwie historie związane z wysokogórskimi wspinaczkami. Pierwsza to anegdotka, którą opowiadała mi znajoma, zajmująca się nowotworami, wiecie - radiologia i te sprawy. A druga wypłynęła na wierzch mojej psychiki po tym, jak usłyszałem tę pierwszą. 

Zatem - jedziemy! 

JAK KUKUCZKA 

Zanim zacznę, jedna drobna uwaga. Nie do końca wiem, na czym polegają badania, o których mówiła znajoma. Chodziło o coś z promieniowaniem i o stół, na którym ułożyła się pacjentka. Właściwie to nawet bardziej o ten stół, więc pomińmy całą resztę, żeby się nie kompromitować. 

Stół był wysoki, więc pod koniec badania pracujący przy nim medyk zwrócił się do pacjentki. 

- Proszę schodzić ostrożnie, żeby nie skończyła pani jak Kukuczka. 

Na co pacjentka, z oburzeniem odpowiedziała: 

- Jurek był z naszej rodziny, to nie było śmieszne. 

Takich rzeczy nie da się przewidzieć, na szczęście znajoma dodała do tego jeszcze drugą, radiologiczną puentę: 

- A on chciał po prostu rozświetlić atmosferę. 


TYBETAŃSCY MNISI

Opowieść o Kukuczce przypomniała mi historię, którą wyczytałem kiedyś w książce Aleksandra Nawareckiego pt. Lajerman

Historia ta zaczyna się w chwili, gdy w Polsce zmienia się system. Dwie studentki ze Śląska postanawiają zrealizować swoje wielkie marzenie i wyruszyć w podróż w Himalaje. Miały już uzbieraną odpowiednią kwotę na bilety i wreszcie miały paszporty. Spakowały więc plecaki i wyruszyły w podróż swojego życia. 

Dotarły do Nepalu. A tam - do Katmandu. A tam - do jednej z buddyjskich świątyń. 

Kiedy wchodzą do środka, otocza je nastrój niesamowitości: ciemność rozbijana jedynie przez rozstawione przy ścianach świece, za to wzmacniana przez duszący zapach kadzideł. To wszystko zanurzone jest w wibrujących dźwiękach gardłowego śpiewu powtarzającego "Om mani padme hum". Całe pomieszczenie wibruje i porywa nasze bohaterki. Porywa je do tego stopnia, że w końcu jednej z nich wyrywa się piękny, śląski okrzyk podziwu: 

- KAJ MY TO SOM? 

I wtedy, z tej wibrującej ciemności, do jej uszu dochodzi męski głos: 

- My som tukej! 

Okazało się, że zupełnym zbiegiem okoliczności w tym samym pomieszczeniu znajdował się Jerzy Kukuczka, też Ślązak, który doskonale wiedział, co odpowiedzieć na to piękne, pełne zachwytu zawołanie.  To było w 1989 roku. Jesienią. Kukuczka wyruszał właśnie na Lhotse I. 

Nie wiem, jak prawdziwa jest ta historia. Wiem za to, że jest piękna i zaskakująca. I dlatego ośmielam się ją powtórzyć. 


*** 


Tyle, albo prawie tyle ode mnie. Bo jeszcze oczywiście będę Was zachęcać do Dziś jesteśmy tutaj

Autopromocja.

Pamiętajcie o wakacyjnym ebooku - Dziś jesteśmy tutaj. Listy z podróży niewielkich

Do poczytania nad basenem czy w samolocie, żeby dobrze nastroić się na urlop. Do pobrania TUTAJ

 

Zapraszam również do poprzednich części cyklu. 


A znajdziecie je: 

Część pierwszą - TUTAJ 

Część drugą - TUTAJ 

Część trzecią - TUTAJ 

Część czwartą - TUTAJ 

Część piątą - TUTAJ 

Część szóstą - TUTAJ 

Część ósmą - TUTAJ 

Część dziewiątą - TUTAJ 

Komentarze

Popularne posty