Klub Latających Podróżników - Życie w siodle
Na warsztacie: Klub Podróżników, Muzeum Etnograficzne, zajęcia dla dzieci, Kapitan Herman, Mongolia
Odlatujemy we wtorek, 3 lutego, o godzinie 17.00
Nim kapitan Herman zakończy swoją podróż, odwiedzimy wraz z nim jeszcze jedno
miejsce. Miejsce niezwykłe. Miejsce, gdzie wzrok ledwie sięga horyzontu.
Miejsce wielkich stepów i gór, gdzieś w oddali. Miejsce, gdzie bez konia człowiek
nie mógłby przetrwać. Wraz z kapitanem i Pimplem poznamy uroki życia w siodle
pomiędzy mongolskimi ludźmi stepu. Posłuchamy ich pieśni, dowiemy się czym jest
jurta i ważna była w niej kobieta. Posłuchamy także opowieści, które snute były
przy mongolskich ogniskach.
Z dziennika kapitana Hermana
1913 rok, 10 grudnia, Bangkok, albo jak kto woli:
Krung Thep Mahanakhon Amon Rattanakosin Mahinthara Ayuthaya
Mahadilok Phop Noppharat Ratchathani Burirom Udomratchaniwet Mahasathan Amon
Piman Awatan Sathit Sakkathattiya Witsanukam Prasit
W garnizonie chodzą pogłoski, że do Europy zbliża się wielkimi krokami. I to nie byle jaka wojna, ale coś naprawdę dużego. Już teraz dostaliśmy rozkaz powrotu do Europy. Część żołnierzy odpłynęła statkiem, a mnie czeka podróż do Chin i dalej przez Mongolię do Rosji. Tam czekać mam na dalsze rozkazy. Co będzie dalej?Tego nie wie nikt.
Tutaj, w Bangkoku nikt nie interesuje się wojną. Ludzie przechodzą obok mojego stolika i znikają w tłumie wielkiego targowiska. Można tam kupić wiele niezwykłych rzeczy. Na przykład kwiaty. Tajowie uwielbiają kwiaty, a targ w Bangkoku, to najlepsze miejsce, żeby zatonąć w ich wszystkich kolorach. To miasto pełne jest kwiatów i większość pochodzi zapewne z tego właśnie miejsca.
Można też kupić tutaj szczura, albo tarantulę... a potem je zjeść.
Są tutaj pająki w karmelu albo na ostro. Są sałatki z małymi jaszczurkami i są żuki. Są też ryby, które wyglądają jak węże (to chyba jakaś odmiana węgorza), podawane z trawą cytrynową i solą. Zresztą. węże też są... i też można je zjeść.
To bardzo ciekawe miejsce. Zastanawia mnie, jak zareagowaliby na posiłek z, powiedzmy, szczura w Europie. Tam pewnie byłoby to coś obrzydliwego. Tutaj, na twarzach widać uśmiech.
Zresztą, tutaj bardzo dużo się uśmiechają. I sam nie wiem dlaczego. A skoro nie wiem, trzeba zapytać.
Pytam więc pracującą w najbliższym straganie kobietę, ale ona nie rozumie po angielsku, więc... uśmiecha się. Pytam stojącego opodal sprzedawcę kaczek (takich do zjedzenia). Ten rozumie i mówi, że Tajowie uśmiechają się, kiedy czegoś nie potrafią, albo kiedy się wstydzą, albo czują się skrępowani... no i oczywiście uśmiechają się, kiedy chcą się do kogoś uśmiechnąć... bo go lubią.
- Więc uśmiechają się zawsze? - zapytałem
- O nie. Nie uśmiechamy się, kiedy ktoś obraża naszego króla, albo jego rodzinę. Nie uśmiechamy się, kiedy ktoś obcy dotknie nas w głowę, nie uśmiechamy się, kiedy ktoś pokaże na kogoś stopą... albo dotknie mnicha... albo...
Okazało się, że jest tego całkiem sporo... wyciągnąłem więc notes, żeby wszystko sobie dokładnie zapisać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz