WTORKOWA PORCJA OPOWIEŚCI - RAK (CZ. II)


Ten tydzień okazał się dość słodko-gorzki w kontekście nowych, pasjonujących historii. Bo z jednej strony trafiłem na masę świetnych historii, z drugiej części z nich nie mogę opowiedzieć, bo obiecałem osobom, które się ze mną nimi podzieliły, że zostawię je dla siebie. 

Na szczęście zdarzyło mi się też trochę poczytać i znalazłem jedną wspaniałą baśń o powstaniu... raków. Pochodzi ona z książki jednej z najwspanialszych zbieraczek ludowych opowieści – prof. Doroty Simonides pt. Dlaczego drzewa przestały mówić. Ludowa wizja świata

A historia ta leci tak: 

Kiedy Pan Bóg skończył tworzyć wszystkie zwierzęta, postanowił, że zorganizuje dla nich wieczorek zapoznawczy. Przygotował przekąski, miski pełne ponczu, chorągiewki porozwieszane na drzewach i stoły z ceratą w kratę. Były nawet takie małe plakietki, na których można było napisać swoje imię. Na przykład koń mógł napisać, że jest koń, a pies, że pies. Niestety, koń nic nie napisał, bo zaczął się wykręcać, że musi biegać i pies też się wykręcał, bo musiał konia gonić. Podobnie wszystkie inne zwierzęta miały jakąś wymówkę. Słonie, że muszą przetestować swoje nowe trąby, lwy swoje piękne grzywy, a króliki - zdolności reprodukcyjne.

Zatroskał się Pan Bóg i myśli, że może by tak stworzyć zwierzę, które mogłoby chwycić takiego konia za ogon, albo takiego lwa za grzywę i przyciągnąć go na spotkanie. Chwycił więc garść gliny i zaczął raka lepić. Pancerzyk wyszedł niczego sobie, podobnie ogon. Pan Bóg ładnie wyprofilował, wachlarzyk na końcu dołożył, a potem szczypczyki piękne z gliny utoczył. Już prawie cały rak był gotowy i Pan Bóg tak się swojemu dziełu przygląda i się zorientował, że zapomniał mu oczu dorobić. 

I poczciwy Pan Bóg trochę do siebie, a trochę do raka takimi słowy się zwraca: 

- I gdzie ja Ci mam te oczy przyczepić?

Na to rak odpowiada: 

- A do dupy mi je przyczep... 

Pan Bóg raczej nie poznał się na żarcie raka. I dlatego, od tamtej chwili, raki chodzą tyłem. 

I wszystko się zgadza. 

Koniec. 


Albo jeszcze nie koniec. Jeszcze mam dwie polecajki. 

Pierwsza to oczywiście, autopromocyjnie, moja podróżnicza relacja, Idealna na wakacyjny wyjazd. Do poczytania nad basenem czy w samolocie, żeby dobrze nastroić się na urlop. Mówię oczywiście o ebooku: Dziś jesteśmy tutaj. Listy z podróży niewielkich. Do pobrania TUTAJ

Poza tym, jestem teraz na etapie kończenia książki Dana Simmonsa Pieśń Bogini Kali. Doskonały, rasowy horror, w którym głównym antagonistą, jest... miasto, a dokładnie - Kalkuta. Jej koszmarne ubóstwo, brud i trędowaci. Niesamowicie plastyczna wizja tego miasta stanowi znakomite środowisko, w którym główny bohater próbuje odnaleźć zaginionego poetę, a przy okazji odkryć mroczny kult bogini Kali. Niesamowicie atmosferyczna książka. Czy Kalkuta taka jest naprawdę? Nie wiem, ale Simmons maluje ją tak mistrzowskimi pociągnięciami pędzla, że kupuję jego wizję w całości, kupuję jego bohaterów i jego niesamowitość.  I polecam! 


A  pozostałe części cyklu znajdziecie: 

Część pierwszą - TUTAJ 

Część trzecią - TUTAJ 

Część czwartą - TUTAJ 

Część piątą - TUTAJ 

Część szóstą - TUTAJ 

Część siódmą - TUTAJ 

Część ósmą - TUTAJ 

Część dziewiątą - TUTAJ 







Komentarze

Popularne posty