SEZON LETNI

Na warsztacie: Baśnie na warsztacie, storytelling, edukacja. lato 2021 

Po ponad absencji, blog wraca na swoje miejsce. W okolicy lipca postanowiłem, że odświeżę całkowicie wygląd bloga, przeniosę go na wordpressa i wyrzucę z nagłówka ten dość nieapetyczny banner, który straszył mnie od dość dawna. Przenieśliśmy więc wszystkie treści na nową platformę, dopieściliśmy wygląd i funkcjonalności i wtedy okazało się, że wujek Google pozycjonuje stare treści, a dokładniej wszystkie linki podpowiadane przez wyszukiwarkę prowadzą do nieistniejących stron. Mogłem przewidzieć... gdybym się znał, ale się nie znam, więc w panice musiałem wrócić na stare śmieci, a miesięczna praca poszła na marne. Szybkie odświeżenie szablonu, pozbycie się banera i znowu możemy się tutaj spotykać. Cała zmiana doprowadziła do tego, że mimo wszystko coś się zmieniło i była raczej jak porządki w starym mieszkaniu po powrocie z krótkich wakacji. 

Przy okazji po raz kolejny przekonałem się, że moja zasada, lepiej gorzej, ale działać, niż perfekcyjnie, ale nie działać w praktyce działa bez pudła. Ale dziś nie o tym. Dziś chciałem Wam opowiedzieć o chyba najbardziej szalonym okresie pracy, który przytrafił mi się przez wszystkie lata pracy jako opowiadacz. 



Po pierwsze - ORFEUSZ

Projekt Orfeo & Majnun wreszcie dobiegł końca! Po ponad półtora roku jesteśmy po raporcie, spotkaniach podsumowujących i pożegnaniach. W warunkach ograniczonych kontaktów społecznych udało nam się przeprowadzić naprawdę potężny proces zaglądania za zasłonkę symboli i to na wcale wysokim poziomie, używając do tego mieszanki dostępnych online i offline środków. Po pierwsze powstał film z improwizowaną opowieścią o wędrówce Orfeusza do Hadesu, po drugie zarejestrowaliśmy rozmowę o symbolice zejścia do piekła, po trzecie stworzyłem ankietę, w której pytaliśmy, co kobiety widzą w symbolice zejścia do podziemi. Udział w niej wzięło ponad 50 kobiet, dzieląc się z nami naprawdę mocnymi historiami i masą ciekawych przemyśleń. Podsumowaniem całego procesu była niesamowita sesja zdjęciowa, w czasie której uczestniczki mierzyły się z interpretacją wyciągniętych z ankiet cytatów. Tutaj wrzucam tylko jedno zdjęcie, a po więcej zapraszam do artykułu podsumowującego projekt: KOBIETY SCHODZĄ DO PIEKŁA. Projekt stworzyliśmy z Agnieszką Batóg, a fantastyczne zdjęcia wykonała Konstancja Lasota z lifestory.com. 




Po drugie - WAKACJE Z PASJĄ

Z Lufcikiem na Korbkę dla Fundacji TDJ miałem przyjemność prowadzić warsztaty podczas Wakcji z Pasją. Tematem przewodnim było science-fiction, przy czym naszą działką było jedynie "fiction". Postawiliśmy sobie za zadanie dać dzieciakom narzędzia twórcze i po prostu pozwolić im pójść tam, gdzie poprowadzi je intuicja. Jeśli komuś spasowało pisanie - mógł pisać, jeśli ktoś wolał rysować - mógł narysować obraz, stworzyć komiks, albo po prostu zabazgrać całą kartkę złamanym grafitem z ołówka. Jeśli komuś przyszła ochota na nakręcenie filmu, zrobienie słuchowiska, czy nagranie piosenki - po prostu dawaliśmy takiej osobie sprzęt do dyspozycji. I oczywiście służyliśmy radą, jako ci, którzy już czegoś tam dokonaliśmy na polu mniej więcej artystycznym.  Moim partnerem w prowadzeniu zajęć był Filip Pawlak - na codzień producent teatralny, aktor, producent filmowy i działacz społeczny, ponadto - złoty człowiek! 

Niektórzy uczestnicy zajęć załapali od razu i przez pięć warsztatowych dni po prostu pracowali nad swoimi pomysłami. Inni potrzebowali prowadzenia, pomocy w wyborze formy, wskazówek, jak daną formę najlepiej wykorzystać. Moją ulubioną grupę stanowiły jednak te osoby, które nie potrafiły odnaleźć odpowiedniego narzędzia dla siebie, nie chciały się otworzyć, albo uważały, że to, co robimy nie ma sensu. Potrafiły tak przez dzień, dwa, czasem trzy i nagle - cyk, coś pękało, wskakiwało na swoje miejsce i sztuka zaczynała się dziać. To bardzo trudny materiał do pracy, bo z perspektywy osoby prowadzącej widać przede wszystkim opór i z przyjemnością machnąłbym ręką, skupił się na tych, którzy już znaleźli. Jednak gdzieś z tyłu głowy kołacze taka myśl - a co jeśli po prostu potrzebna jest odrobina uwagi? Co jeśli potrzebna jest chwila rozmowy? Czasem zdarzało się, że nic się nie wydarzyło, czasem zaś z uczestnika wychodziła twórcza bestia. 

Była na przykład taka Te, która dopiero ostatniego dnia dała się ponieść. Tworzyła mandalę, najpierw nieśmiało, ale po zachętach Filipa, tak się rozpędziła, że jej akt twórczy z ołówka przeszedł we  wszystkie kolory tęczy, a potem deptanie pasteli na powierzchni rysunku, obrywanie rogów, bieganie z rysunkiem wokół stołu, a nawet... wylewanie na niego mojej kawy ("Pan to jeszcze będzie pił?/a dlaczego pytasz?/Chciałabym to tu wylać./ To skończyłem"). Takie doświadczenia stawiają do pionu. Przypominają o tym, że każdy inaczej dociera do swojego własnego źródła tworzenia, a jeśli moim zadaniem jest pomóc komuś odkryć to źródło własnej twórczości, to muszę być cierpliwy. Bardzo cierpliwy. Nie wiadomo przecież, kiedy to źródło się objawi. Ani w jaki sposób. 

Myślę, że ważne było założenie, na które zdecydowaliśmy się na początku: nie mamy planu, mamy tylko narzędzia i cierpliwość. Dzięki temu nasi podopieczni nie wypełniali zadań, ale byli zmuszeni do tworzenia. Nie odtwarzali, za to stawali się twórcami. 




Foty: Przemysław Jendroska


Po trzecie - LATO W TEATRZE

Zaraz po Wakacjach z Pasją wpadłem w wir kolejnego Lufcikowego projektu - Lata w Teatrze. W związku z tym, że pierwszą połowę projektu byłem zaangażowany w inne dzieciaki (te z TDJ), wskoczyłem w sam środek warsztatów. Miałem sposobność być więc bardziej obserwatorem i podziwiać, jak moje koleżanki i koledzy prowadzą swoje grupy. Tematem przewodnim były "Zwierzaki sceniczne" i wszelkie wariacje na ich temat. Był taniec, cyrk, pantomima, zajęcia aktorskie, kuglarskie itd. Mogłem więc patrzeć jak pracują profesjonaliści i podłapywać ich narzędzia, temperamenty, podejście do dzieci. Poza tym doświadczenia z Wakacji z pasją bardzo mocno wpłynęły na sposób, w jaki sam podchodziłem do Lata w Teatrze. Teraz zostawiam Was z kilkoma fotami z tego wydarzenia, ale do tego projektu wrócę jeszcze w osobnym artykule. 



Foty: Krzysztof Bętkowski


Po czwarte - PUZZLE KULTURY 

W moim prywatnym rankingu "Naprawdę fajnych festiwali" trzecia edycja Puzzli Kultury znalazła się na pierwszym miejscu, a na pewno w pierwszej trójce naprawdę fajnych festiwali. I nie dlatego, że dostałem własne Drzewo Opowieści (a dostałem!), nie dlatego nawet, że festiwal był świetnie zorganizowany (a był!), ale ze względu na to, jak dobrą atmosferę udało się zbudować pomiędzy artystami tworzącymi całe wydarzenie. Pomysł fuzji, czyli spontanicznych akcji artystycznych tworzonych z osób dostępnych pod ręką, wspaniałe rozmowy w kuluarach i śpiewanie szant przy ping pongu. Tylko Dawid Kwiatkowski nie chciał się integrować, ale on jest gwiazdą - jemu wolno. 

Puzzle trochę postawiły mnie na nogi, bo w międzyczasie wydarzyło się jeszcze kilka osobistych komplikacji, które zdecydowanie okradały z energii. Do dziś wracam do tych chwil, tańców, szaleństw i do tych... uszkodzonych nóg (taki inside joke z pozdrowieniami dla Kasi i Krzysia). Wielkie dzięki dla Szymona, za zaproszenie! 

Tymczasem - fotki: 





Foty: Gosia Frątczak


Po piąte - LATO Z KSIĄŻKĄ

W ramach projektu lato z książką opowiadałem w kilku katowickich bibliotekach. To były te zajęcia, dzięki którym mogłem się odrobinę wyciszyć i uspokoić (zwłaszcza, że trzykrotnie spotykania odbywały się w bibliotece tuż przy moim domu). Wspaniała energia i kolejny kolejna szansa na obserwowanie, jak wielką robotę robią pracowniczki poszczególnych placówek. Poza tym bycie w kontakcie z dzieciakami za każdym razem buduje we mnie poczucie, że to co robię, najzwyczajniej w świecie ma sens. Może nie da się tego przeliczyć na średnią w szkole albo złotówki, ale nikt nie powie mi, że zabawy z wyobraźnią są niepotrzebne. To ma sens... pomimo moich ciągłych wątpliwości. 

Niezmiernie cieszy mnie fakt, że akurat ta inicjatywa otrzymała tegoroczną nagrodę Słoneczników i fajnie, że mogłem być chociaż małym płateczkiem tego kwiatka. 




Po szóste - FESTIWAL POZYTYWKA

W ostatni weekend sierpnia odwiedziłem Bydgoszcz i mogę stwierdzić dwie rzeczy. Po pierwsze - dawno nie zdarzyło mi się tak bardzo zauroczyć jakimś miastem. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego Bydgoszcz stała się bohaterką aż tylu niepochlebnych memów. Stare miasto ma świetny vibe, nowoczesność wplata się niepostrzeżenie w zastaną tkankę, do tego miasto pięknie rozkłada się nad Bzurą, wykorzystując obecność rzeki w najlepszy z możliwych sposobów. Po drugie - opowiadanie w nieczynnym parku rozrywki ma swój niezastąpiony klimat. Ognisko oświetlające szkielet kolejki górskiej, epoksydowe figurki przyglądające się z ciemności, niemal setka osób wokół jedynego źródła światła, a ponad tym wszystkim milczące sosny i opowieści. Przyznam, że choć nie przepadam za ogniskami (bo nie da się stanąć w środku), to spotkanie zaliczam do grona najlepszych w swojej karierze opowiadacza i to pomimo kumulującego się już bardzo zmęczenia. 


Sama Pozytywka, była niezwykle, jakby to powiedzieć: pozytywna. Świetnie zorganizowana przez grupę świetnych ludzi, oferująca naprawdę świetny program i miejsce do spotkań dziecie ze sztuką. Bardzo chciałbym wrócić i przeżyć to jeszcze raz. Jak to w życiu bywa, nic dwa razy się nie zdarza, więc po prostu powiem, że czas spędzony w Bydgoszczy będę długo i ciepło wspominać... i może uda się choć na chwilę wrócić w te rejony jeszcze w tym roku. 



Po siódme - INDUSTRIADA I TEATROGRANT

Nie będę Was zanudzać mniejszymi wydarzeniami, które miały miejsce w przeciągu ostatnich dwóch miesięcy. Był jak zawsze cudny Raj NajNaj, były zajęcia w DK Chwiałowice, spotkania w Bibliotece w Tarnowskich Górach, byś spacer śladami Szancera, była reklamówka dla ZTM, było pisanie opowiadań dla Rabkolandu  i kilka spotkań z Bajkami Robotów, ale ostatnią rzeczą, o której muszę wspomnieć, była tegoroczna Industriada. Dla mnie - koniec wakacyjnego szaleństwa. 

Zacząć muszę od tego, że jako Stowarzyszenie Pełna Kultura otrzymaliśmy od Katowice Miasto Ogrodów Teatrogrant na realizację sztuki Wieczna zwęglina napisanej przez  Dominikę Kobielę. Miała być paradą, a przy okazji miała też prezentować katowicką sztukę uliczną. Niestety zawirowania budżetowe sprawiły, że musieliśmy przemodelować nasze pierwotne plany i przyspieszyć realizację całego przedsięwzięcia. Żeby całość spinała się finansowo, postanowiliśmy połączyć dwa budżety i przygotować się na tegoroczną Industriadę. Przyspieszyć do tego stopnia, że na zrobienie wszystkiego wypadło nam jakieś 10 dni. 

Dygresja dla osób spoza Śląska: aby uhonorować przemysłową przeszłość regionu, raz do roku odbywa się potężna impreza: Święto Szlaku Zabytków Techniki - Industriada. Gdzie tylko się da, organizowane są warsztaty, koncerty, performace, wydarzenia teatralne, projekcje filmowe, spacery performatywne, prelekcje itd. Jest głośno, kolorowo i bardzo, bardzo intensywnie. To idealny czas na odwiedzenie Śląska, poznanie jego przeszłości, ale też rozeznanie się w tym, co świeże (np. artyści). Kiedyś w drugi weekend czerwca, a od pandemicznych czasów w drugi weekend września. Warto śledzić. Warto odwiedzić! Koniec dygresji.

Przez tych kilka dni udało mi się zaadaptować tekst na potrzeby spektaklu chodzonego. Może nie parady, ale zwiedzania (przenieśliśmy wszystko do giszowieckiej Izby Śląskiej i Gawlikówki - galerii obrazów Ewalda Gawlika), napisać piosenkę finałową, uczestniczyć w próbach zespołu, zamówić i przygotować kostiumy, zamówić i przygotować dekorację, zagrać spektakl pięć razy i nie umrzeć.  Zespół dał z siebie wszystko, muzycy jak zawsze okazali się genialni i projekt wypadł śpiewająco - literalnie i metaforycznie. Współtworzyliśmy z Lufcikiem na Korbkę. To zadziwiające, jak wiele można zdziałać w tydzień, ze świetną ekipą, ze świetnym materiałem, przy minimalnym budżecie i pod ekstremalną presją czasu. Do dziś odrabiam stracone w ten weekend kalorie, do dziś odsypiam. 

A czego dotyczyła sztuka? Koncepcja była taka: zapraszamy ludzi na zwykłe zwiedzanie, które, przez pojawianie się nieznanego podróżnika, zaczyna nabierać apokaliptycznego wymiaru. Zwykłe wnętrza górniczych izb w swoje posiadanie wzięła lawa (czy też zwęglina), wylewająca się spod mebli, ze zlewów, pochłaniająca przestrzeń. W kolejnych pomieszczeniach goście poznawali kolejnych bohaterów kataklizmu, którzy odkrywali przed nimi karty dziejących się właśnie wydarzeń. A wszystko to zmierzało do mocnego, rockowego finału. Wyglądało to mniej więcej tak: 







I chyba na tym poprzestanę. Dobra, dodam tylko, że i te foty ponownie popełniła genialna Konstancja. 



Po ósme - KONIEC WYMIENIANKI

Wiem, że dzisiejszy wpis to taka trochę wymienianka, ale wymienianka bardzo mi potrzebna. Czasem trzeba zapisać pewne rzeczy, żeby wyszły z głowy i zostawiły miejsce na nowe. Industriada zamknęła jakiś etap. Bardzo intensywny, bardzo twórczy i jednocześnie bardzo... wyczerpujący. Najzwyczajniej po ludzku męczący. Teraz jest czas na podsumowanie i na planowanie. 

A jak wyglądają plany? Na pewno więcej wpisów. Ten cały natłok zajęć sprawił, że zatęskniłem do początków Baśni na warsztacie. Do wgryzania się w sens baśni i pisania Wam o tym, jakie sensy znalazłem. Myślę, że ten zamiar będę realizować dwojako. W formie wpisów i w formie filmików na kanale youtube. 

Nowy piękny blog trochę nie wyszedł, ale to nic. Ten też jest dobry, bo baśnie na warsztacie to słowa, które dzięki kolejnym wpisom mogę do Was kierować. A do tego wystarczą przecież jedynie literki... poza tym wcale nie jest nieestetycznie, prawda? 

Kończę - wracam niebawem. 

Wasz - Gadający Świstak 



Komentarze

  1. Kochany Gadający Świstaku, oby więcej takich działań i ładowania akumulatorów przez opróżnianie akumulatorów. Doceniam inside joker, choć nie jest mi nadal do śmiechu... ale może w odróżnieniu od ciebie potrzebowałem takiego czasu braku intensywności. Kto to wie. Jedno jest pewne, trzeba będzie się znów spotkać na szlaku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam przeczucie, że nasze szlaki skrzyżują się szybciej niż później. Zdrowiej. A tak przy okazji: mam do Ciebie jeszcze jedno pytanie...

      Usuń
  2. Wspaniałe lato! Nawet nie przypuszczałam, że tyle mogło się dziać an żywo, bo w naszym regionie większość imprez bardzo ograniczona a biblioteki bały się organizować spotkania na żywo. Także mnie trochę tych działań z ludźmi brak.
    Mam nadzieję, że coś się znowu zacznie i u mnie :)
    Dużo dalszych pozytywnych spotkań i dobrze, że strona już działa.
    Mnie w tej nowej wersji trochę przeszkadzają reklamy pojawiające się co akapit.
    No i szkoda mi baneru. Bardzo go lubiłam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Bajarko!
      Nie ogarniam jeszcze tych reklam. Tzn. ogarnąłem jak zrobić, żeby były, ale jeszcze nie, jak zrobić, żeby były dyskretnie :) Ale walczę, poprawiam itd. Jeśli chodzi o baner - ech... miałem z nim love/hate relation. Tzn. lubiłem go, bo był początkiem mojej przygody z tym miejscem, ale tak baaaardzo mi się nie podobał, że lepiej jak go nie ma :) Czyściej.

      Powodzenia - niech Ci się świat otwiera! I biblioteki, i domy kultury, i przedszkola, i szkoły!

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty