Franciszka, Lewis i ich Alicja



Na warsztacie: Lewis Carroll, Alicja po drugiej stronie lustra, Franciszka Themerson

Żeby znać Alicję, nie trzeba czytać książek Carrolla. Sceny z jej przygód są tak sugestywne, że po pierwszym, może drugim spotkaniu z nimi, bez pudła będziemy wiedzieć, że chodzi o tę małą, wygadaną dziewczynkę, której raz zdarzyło się wpaść do króliczej nory, raz przejść na drugą stronę lustra. W związku z tym każdego, kto chce napisać o Alicjach i nie chce się powtarzać czeka nie lada wyzwanie. Od czego w ogóle zacząć? 

Może od wierszyka:

Hojdy Bojdy na murze siadł,
Hojdy Bojdy z muru spadł.
Wszystkie konie i ludzie królewscy do kupy,
Nie mogli poskładać jego skorupy.
(tł. Robert Stiller)

Może jednak zacznijmy od czegoś innego. Może od stwierdzenia, że nie lubię Carrolla. Nie lubię go przede wszystkim dlatego, że wytwory jego wyobraźni są tak potężne i sugestywne, że można prawie wyodrębnić całą wielką krainę wyobraźni zdominowaną przez niego. Niestety z czasem Carrollowska Kraina Czarów coraz bardziej zastyga i skłania do lenistwa. Te wszystkie wielkie grzyby, żywe ogrody, krykiet, w który grywa się flamingami, albo herbatka u Zająców... dzisiaj to już klisze, którymi zapycha się miejsca przeznaczone na baśniowość, czy fantastyczność. Są jak etykietki na słoik z marzeniami. Problem w tym, że marzeniami musimy napełniać te słoiki sami... a często pozostajemy na czytaniu etykietki. 

Carroll był tytanem wyobraźni. W swoich dwóch książkach o Alicji łączył, żelazną logikę gier dla dorosłych (na przykład szachowych posunięć), żelazną logikę dziecięcych rymowanek i nieskrępowanego ciągnięcia się za język. Dla Carrolla słowa, choć wciąż zanurzone w prawidłach swojej własnej gramatyki, stają się plastyczne jak masa solna, z której autor ugniata nowe wszechświaty. Gdyby wrócić do surowego tekstu, może okazać się, że jest to najbardziej udana, jak do tej pory próba zapisu działania wyobraźni. Szczera lektura tekstu, jest jak kajakowy spływ rwącą rzeką - nieuważny czytelnik, który nie reaguje na zmiany nastrojów słowa, szybko może zaliczyć wywrotkę. Albo spojrzeć na tekst z boku i nie poczuć, czym tak naprawdę jest prąd tych historii. 

Do tego dochodzą wspaniałe ilustracje Johna Tenniela, które od początku towarzyszyły tekstowi. Ilustracje, podobnie jak tekst nadużywane, chociażby z tego powodu, że już dawno przestały być objęte prawami aktorskimi. To one wyznaczyły kurs słów Carrolla, zakuwając je trochę w kajdany.



Miałbym ochotę narzekać dalej, ale może lepiej skupić się na czymś pozytywnym. Dziś chciałbym Wam zaprezentować piękną alternatywę do pochłaniania świata Alicji w sposób konwencjonalny. Wymienić ilustratora i skupić się na pewnej subtelnej grze, do której zaprasza czytelnika Alicji Franciszka Themerson w swojej propozycji obrazków do Po drugiej stronie lustra

Ilustratorka popełniła wspaniałe, trójkolorowe ilustracje, które z jednej strony nawiązują do klasycznej Tennielowej poetyki (poprzez pozostawienie Alicji w tuszowej, wiktoriańskiej stylistyce), z drugiej zaś całkowicie odrywając się od ciężkiej kliszy nadużywanej "Carrollowej baśniowości". Zamiast tego, czego po Alicji można się spodziewać, Themerson proponuje bardzo proste, schematyczne wręcz obrazki, które raczej sugerują niż dają gotowe rozwiązanie. Dzięki temu czytelnik ma prawo decydować, jakiego kształtu nabierze postać w jego własnej głowie. Dla przykładu - oto Jabberwocky albo jak niektórzy wolą Żabrołaki...


Po lewej Themerson, po prawej Tenniel. Co ciekawe, propozycja Themerson o wiele lepiej odpowiada temu, o czym mówił z Alicją Hojdy Bojdy, czy jak kto woli Humpty Dumpty. Do tego ilustracja Themerson pozwala igrać tam, gdzie tekst pcha czytelnika do produkowania obrazów. Każda kolejna ilustracja daje możliwość takiej zabawy. Każda wspaniale bawi się dwoma, czasem trzema kolorami, tworząc kontur świata po drugiej stronie lustra. Resztę musimy zrobić sami.

Nową Alicję wydało wydawnictwo Festina Lente. Wydanie to bardzo smaczne, ładnie przygotowane typograficznie. W twardej, czarnej oprawie, po której biegają kontury kolejnych spotykanych przez Alicję bohaterów. Sam tytuł wypisany jest na obwolucie z technicznej półprzeźroczystej kalki. A nad nim góruje siedzący na murze Humpty... Książka drukowana na objętościowym papierze, co sprawia, że jest co trzymać w ręce. Numeracja i paginy bawią się kolorystyką zaproponowaną przez autorkę ilustracji. To jeden z tych przypadków, kiedy już samo obcowanie z książką jako obiektem sprawia przyjemność. 
 




Do tego, dla leniwych, albo zbyt niezaprzyjaźnionych z literaturą w papierze, przygotowana została wersja elektroniczna, w której animatorzy puścili w ruch ilustracje. 


Sama historia ilustracji też jest ciekawa. Franciszka Themerson została poproszona o ich stworzenie już w 1946 roku. Na potrzeby nowych wydań, które jedno z Londyńskich wydawnictw miało w planach, bo akurat upływał termin ochrony praw na drugą Alicję. Ilustracje powstały, umowa została podpisana, książki nie ujrzały światła dziennego, bo cośtam cośtam. I choć wszystko było gotowe, minął rok, potem drugi, potem jeszcze dwadzieścia i nic się z rysunkami nie działo. W 1969 ilustracje wróciły do autorki, ale sprawa tak się przeciągnęła, że pierwsze wydanie z jej obrazkami ujrzało światło dzienne dopiero w... 2015 roku. 

I choć nie lubię Carrolla, to obcowanie z tą propozycją daje całkowicie inne spojrzenie na Alicję Po drugiej stronie lustra. Przyjemne, świeże.

Ilustracje sponsorowała: Franciszka Themerson
Dzięki uprzejmości wydawnictwa Festina Lente. 

Więcej o wyobraźni w tekście Kraina Absolutnie Wszystkiego


Komentarze

Popularne posty