TROCHĘ STRASZNE


Na warsztacie: creepypasta 

Jakby tu zacząć? Może tak: zbliża się Halloween, więc doskonałym tematem byłoby opowiedzenie na przykład o strasznych historiach. No dobrze, ale jeśli straszne historie, to co? O mrożących krew w żyłach baśniach. Można by. Przejrzyjmy jednak internet i zajrzyjmy jak wygląda współczesna opowieść grozy. Wpisujemy więc w google "straszne historie" i wtem trafiamy na creepypasty. 

Creepypasty są popularne. O jakże są popularne! W internecie można znaleźć kilogramy mrożących krew w żyłach krótkich form literackich, które podchodzą pod ten gatunek. Czymże, och czymże więc są creepypasty?

Wyobraźcie sobie ognisko, przy którym siedzi grupka osób i opowiada straszne historie. Nawiedzone domy, opowieści o duchach przodków, historie z wojny itd. Historii jest dużo, ale ze słuchaczami zostaną tylko te, przy których najbardziej włos się zjeżył na plecach. Macie to? Świetnie. 

To teraz zamiast spotkania przy ognisku wyobraźcie sobie forum internetowe, na którym użytkownicy robią dokładnie to samo - wymieniają się strasznymi historiami. Teraz nie trzeba będzie nic zapamiętywać, zamiast tego wystarczy zaznaczyć wybrane opowieści kursorem myszki, potem wcisnąć "Kopiuj" i posłać taką historię dalej w świat, poprzez wklejenie jej w okienko czatu znajomego. 

Tak właśnie rozpoczęły swój internetowy żywot creepypasty. Stąd też wzięła się ich nazwa: W zwrocie copy-paste, czyli kopiuj i wklej, pierwsze słowo zastąpiono słowem creepy, czyli "straszne". Bo jeśli coś było creepy, to godne było paste

Jak już na samym początku wspomniałem, creepypasta to krótkie opowiadanie grozy pisane na potrzeby internetu. Często punktem wyjścia do opowieści jest jakieś rzekomo prawdziwe wydarzenie, które przydarzyło się autorowi - spotkanie duchem, kanibalem, mordercą, albo innym stworem rodem z miejskiego folkloru. Część creepypast jest zresztą wypisz wymaluj legendami miejskimi opartymi na zasadzie, że coś przydarzyło się znajomemu znajomego i dlatego jest prawdziwe. Tak jak opowieści przy ognisku, jest to gatunek pełen klisz i banałów, które rzadko trafiają w czuły punkt. Zresztą, jeśli narrator sam opowiada swoją historię, to znaczy, że przeżył, co już trochę zdejmuje nogę z gazu i sprawia, że często opowieść wygląda tak: "idę sobie, nagle na drodze staje mi skinwalker, patrzy na mnie i znika w lesie... to było straszne". Dla wyjaśnienia, skinwalkerzy to stwory z mitologii Indian Navajo, które bardzo często pojawiają się w tego typu podaniach. Dla wyjaśnienia - nie, taki schemat nie jest straszny. W zasadzie jeśli wymienicie stwora, okoliczności spotkania i dodacie trochę kosmetyki, otrzymacie jakieś 70% creepypast. 

Creepypasty to bardzo młody gatunek. Zarówno jeśli chodzi o swoją genezę, jak i wiek twórców. Powstał na skrzyżowaniu opowiadania grozy z internetowym memem. Większość creepypast piszą nastolatki (albo przynajmniej brzmią jakby tworzyły je nastolatki) i bardzo czuć to w warsztacie. Autorzy główne środki stylistyczne czerpią nie z literatury, ale z kina. Często groza zastępowana jest dość nieporadnymi scenami gore, albo akcją wyjętą z pośledniego scenariusza filmowego. Czytanie i słuchanie creepypast często budzi uśmiech politowania. Teksty są nieporadne, wtórne i dość nieciekawe... ale... 

No właśnie - jest przecież jakież "ale". Bo możecie zapytać i to zapytać zasadnie: skoro to tak kiepski gatunek, to po co w ogóle o nim piszesz. Odpowiadam zatem: z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że to gatunek dość kulturotwórczy, szczególnie, kiedy spojrzymy na młodsze pokolenia. Postacie takie, jak Momo czy Jeff the killer, które swoją genezę zawdzięczają właśnie creepypstom, już na stałe zadomowiły się w popkulturze, a co ważniejsze, na stałe zadomowiły się w tej części naszej wyobraźni, w której mieszkają potwory. Tam, gdzie dla mnie czai się Freddy Kruger, Jason Voorhees czy poczwary z wyobraźni H.P. Lovecrafta, w głowie mojego kilkunastoletniego kuzyna mieszka Slenderman. Nie można więc zamiatać go pod dywan, tylko dlatego, że jest tworzony przez nastolatków, dla nastolatków. Twórcy Minecrafta to wiedzą, twórcy w Hollywood też (choć Slenderman był naprawdę złym filmem). Creepypasty są też świetnym tematem fanartów, dzięki czemu zaczynają żyć także w warstwie wizualnej.

Ciekawym przykładem jest Slenderman. Powstał on na potrzeby konkursu fotograficznego na jednej z internetowych stron. Fotograf Victor Surge wykonał dwa fotomontaże przedstawiające wizerunek smukłego mężczyzny bez twarzy, który przygląda się grupce dzieci. Wizerunek ten lotem błyskawicy obiegł internet i zaczął obrastać w opowieści... ale też w kolejne reprodukcje i rysunki internautów. Być może to jest więc jedna z ważniejszych cech creepypasty - łatwość obrastania w kolejne wariacje, zarówno te tekstowe, jak i plastyczne. 

Po drugie - odnoszę wrażenie, że creepypasty zajmują dziś to miejsce, które kiedyś zajmowały baśnie z dreszczykiem. I pewnie z creepypastami stanie się to samo, co stało się baśniami - zostaną z nami tylko nieliczne, które najbardziej potrafiły podrażnić nasz nerw strachu. Bo pamiętajmy, że w morzu przeciętnych i złych opowieści, zdarza się jedna czy dwie, które naprawdę zajdą za skórę. A to już wystarczy, żeby zwrócić na ten gatunek uwagę. 

Jest jeszcze trzeci powód, dla którego w ogóle wspominam o creepypastach. Uwielbiam je! 

Dla mnie to trochę guilty pleasure. Uwielbiam odpalić trzygodzinny zestaw past, na przykład o spotkaniach w lesie i dać się ponieść. Zapomnieć, jak zła jest to literatura, jak niestraszna i nieporadna, ale bawić się przy niej jak dziecko. Lubię to uczucie, kiedy wreszcie coś mnie ruszy i poczuję dreszczyk na karku. 

Lubię też czasem po prostu bawić się konceptami z creepypast i przerzucać je w głowie na swoje własne fabuły. Nigdy nie jest to zabawa zbyt poważna, ale czasem rezultaty są... przyjemne. Lubię kombinować, jak podkręcać grozę, albo poprawić złą historię. Zostawię Was zresztą z dwoma zadaniami. Spróbujcie sami pobawić się następującymi kliszami wyjętymi z creepypast:

1. Załóżmy, że jedziecie przez las i wpada na was jeden z creepypastowych stworów. Cokolwiek. Może to być wspomniany skinwalker, a może być nasz rodzimy utopiec, albo coś ogólniejszego - gość w zakrwawionym fartuchu, albo wampir. Udaje się Wam jakoś wyjść z tego spotkania w jednym kawałku. Stwórzcie swoją własną wersję zdarzeń. Opiszcie, jak to było: skąd wziął się stwór, jak przebiegło spotkanie i jak udało się Wam umknąć... 

A teraz zaczyna się ciekawsza część zabawy - odpowiedzcie na pytanie, co było dalej? Jakie konsekwencje dla Waszego życia miałoby takie spotkanie? Spróbujcie pociągnąć ten temat o krok za creepypastę. Gwarantuję, że rezultaty będą naprawdę ciekawe. 

2. Wybierzmy jeden z motywów... powiedzmy, chatka w lesie. I teraz pobawmy się z nim tak: 

Ok, mamy chatkę w lesie. Stwórzmy więc opowieść o tym, że ktoś natknął się na tę chatkę. Coś się w niej wydarzyło. Może nasz bohater kogoś tam spotkał, albo znalazł coś niepokojącego. Mamy to? Świetnie. To teraz podrasujmy trochę strach - zastanówmy się, jak zmienić naszą opowieść, żeby stała się straszniejsza. Co dodać, a co odjąć. Jakie motywy sprawią, że niesamowitość wskoczy na następny poziom. Pomajstrujmy przy tej historii. Mamy to? Świetnie - to teraz jeszcze raz. Sprawmy, żeby nasz czytelnik czy słuchacz, nie wiedział, czy bohater w ogóle przeżyje. 

Bawmy się tą historią, jak klockami. I pamiętajmy: jeśli pacynka potrafi to zrobić, to każdy potrafi: 



A jeśli chcecie poczytać więcej o strachu zapraszam na czteroczęściowy cykl, o tym, jak wykorzystać strach jako narzędzie storytellerskie. Pierwszą część znajdziecie TUTAJ


I jeszcze zostawiam wybór kilku creepypast dokonany przez moich ulubionych horrorowych hostów z kanału Dead Meat. Po angielsku, ale niektóre historie naprawdę świetne - TUTAJ

Komentarze

Popularne posty