Utopce pod wodą siedzą... 

Utopiec, utopce, wodnik, podciep, dziwożona, folklor górnego śląska, demony polskie, baśnie na warsztacie, Mateusz Świstak

Na warsztacie: Utopce albo utopki.

Skąd się wzięły utopce? Kusi mnie, żeby napisać, że z Górnego Śląska. Bo choć wodne demony popularne są w całej Polsce (i dalej) i często przybierają to imię, to jednak utopki w folklorze śląskim zajmują szczególne miejsce. Nie są typowym Wodnikiem, nie są też typowym wcieleniem topielca, którego jedynym zadaniem jest wciąganie nieuważnych podróżnych w wodę. Żyją obok ludzi, jak wiewiórki, czy dziki, choć są o wiele bardziej niebezpieczne... przynajmniej od wiewiórek. Niech o popularności tego demona świadczy fakt, że w ilości podań utopiec przewyższa nawet skarbnika. Ba, przewyższa wszystkie inne demony wzięte razem do kupy. Utopiec - demon Górnego Śląska. 

Skąd się wziął i co lubi?


Przechodząc do konkretów. O genezie tego stwora mówi się różnie. Niektórzy uznają, że to dusze tych, którzy swój żywot nieszczęśliwie zakończyli z wodą w płucach. Zazwyczaj jako samobójcy. Inni twierdzą, że utopcem zostaje tylko dusza nienarodzonego dziecka, którego matka się utopiła (co nie było aż tak rzadkie w przypadku przedmałżeńskich ciąż). Jeszcze inni mówią, że to duchy, które wody zamieszkiwały od zawsze. Lokalne bóstwa, dla których miejsce w dzisiejszym świecie może się znaleźć jedynie wśród ludowej demonologii. To bardzo prawdopodobne rozwiązanie, bo utopca można było spotkać nie tylko w stawie czy jeziorze, ale też w rzece, strumyku, a nawet kałuży. Wystarczyła jakakolwiek woda, a już mógł psocić i paskudzić. 

W czasie pełni można spotkać utopca na opuszczonym pomoście, zbutwiałym mostku przerzuconym nad jakimś wodnym ciekiem, albo gdzieś przy młynie, gdzie melancholijnie wzdycha do księżyca. Czasem robi przy tym buty dla swojej żony albo dzieci, czasem tylko patrzy w tę wielką, błyszczącą na niebie złotówkę. I zdarza się, że tak go ten księżych zahipnotyzuje, że zapomni wrócić do swojego podwodnego domostwa*. A wrócić może jedynie po mokrym. Kiedy więc rosa zalega na łąkach, ma jeszcze szansę, a potem to już tylko może się prosić postronnych osób. Kto go zaniósł nad wodę, mógł liczyć na pomyślność. 

Życie rodzinne


Mógł utopiec swojego wybawcę, a jeszcze częściej wybawczynię, wziąć na służbę, na jakiś czas. Był to okres, w którym utopiec sprawdzał, czy wybrany przez niego śmiertelnik rzeczywiście zasługuje na nagrodę. Dziewczyny często brane były jako pomagierki dla brzemiennych żon utopcowych. Do rozwiązania miały zajmować się w ich imieniu gospodarstwem, za co potem sowicie były nagradzane. najczęściej złotem. 

A skoro jesteśmy już przy życiu rodzinnym utopca - żoną jego była niejaka boginka, albo dziwożona, również demon wodny (planuję i obraz, i artykuł). Dziećmi zaś tak zwane podciepy. Dzieci dość szpetne, do tego paskudne z charakteru. Tak stopnia paskudne, że rodzone matki, dziwożony, podrzucały je ludziom, w zamian zabierając ludzkie niemowlęta, które zostały na chwilę pozostawione bez opieki. Potem taki podciepnięty (czyli podrzucony) podciep (czyli podrzutek), choć z wyglądu przypominła zamienione dziecko, był strasznie wredny dla rodziców, płakał jak opętany, matkę po piersiach gryzł, a jak podrósł, to płatał figle tak okrutne, że włosy na głowie dęba stajawały. Kiedy o tym piszę, od razu przypominają mi się okrzyki mojej babci, która chcąc mnie skarcić za jakiś figiel, zwykła wrzeszczeć: "Mateusz, ty pieroński podciepie!" - czego oczywiście ni w ząb nie rozumiałem... zwłaszcza, że zwykle zbierałem opiernicz za swojego starszego kuzyna. 

Wracając do utopków. Na Śląsku były tak popularne, że lud nadał im zwyczajowe imię - Jędrek czy też Jędra. Utopca można było spotkać przy każdej gospodarskiej robocie. Pole orał, siano zwoził, konia oporządzał i do młyna ziarno woził. Ot demon powszedni. Jak kto był dla niego miły, to i on nie topił, ale jak mu się kto naraził... wtedy oj oj. 

Jak rozpoznać utopca?


Co do aparycji. Wzrost - maksymalnie trzecia klasa podstawówki, czasem trochę wyższy. Skóra blada, lekko podtopiona, choć zazwyczaj utopiec widywany jest nocą, więc trudno dokładnie stwierdzić. Co stwierdzić można, to zdecydowanie długie, zrośnięte błonami palce, te u rąk i te u nóg. Do tego rozczochrane, długie i sztywne czarne włosy, na których znajduje się najbardziej charakterystyczny element utopcowego ubioru - czerwona czapeczka**. Czasem widywany jest w samych spodenkach, czasem w ancużku (czyli garniturku) jak do pierwszej komunii świętej, z tą różnicą, że ancużek jest przemoczony i z rękawów kapie mu woda. Niektóre podania mówią, że utopce mają coś dziwnego ze szczęką - podobno, kiedy potrzebują lub chcą, potrafią tak szeroko otworzyć usta, że głowa niemal dzieli się na pół, ukazując rzędy ostrych zębów. 

Polowanie i ochrona przed utopcami


Kiedy utopiec chce kogoś wciągnąć w wodę stosuje dość dziwną strategię. Na powierzchni wody, albo w przybrzeżnych szuwarach, tworzy stwór wizję, czegoś czego ofiara może pożądać. Dla mężczyzn była to na przykład butelka wódki, albo niczego sobie kapelusz, kobiety zaś mogły zobaczyć wstążkę, może jakąś ciekawą koronkę, albo kwilenie dziecka - wtedy instynkt macierzyński załatwiał sprawę). Zawsze robiły to w taki sposób, żeby dotarcie do obiektu wymagało od ofiary nachylania się nad wodą. I kiedy ofiara już się wychyliła, utopiec robił swoje. 

Często jego ofiarom udawało się ujść z życiem. Często po wschodzie słońca znajdowano mężczyzn nad brzegiem wody. W poszarpanych, przemoczonych ubraniach, z obitą mordą i odorem wódki wydostającym się z ust. Spotkanie z Jędrą było wymówką, tłumaczącą nocną absencję, straty w odzieży i aparycji. 

Niektóre opowieści mówią też o ludziach toczących z utopcami zażarte boje. Były na utopca sposoby. Przede wszystkim noszenie szkaplerza i różaniec. Ze świeckiego arsenału najważniejszą bronią były guziki ze ślubnego ubrania, używane jako naboje do procy, a w walce wręcz warto było prać stwora lewą ręką, bo bardziej go bolało. Żeby zdobyć nad utopkiem przewagę, dobrze było też zwabić go na twardą ziemię. Brak kontaktu z wodą działał na niego, jak brak kontaktu z ziemią na Anteusza. Więc na ląd i lewą Jędrę po mordzie! 

Oczywiście nie jest to walka prosta. Jakieś dwa miesiące temu, zupełnie przez przypadek, zdarzyło mi się trafić na pewnego zmagającego się z utopcem mężczyznę. Było to co prawda nad Wartą, ale walka z utopcem zdecydowanie toczyła się na śmierć i życie. W sierpniowy wieczór siedzieliśmy na pomoście z Różą i Adamem, rozprawiając o tym i o owym. Dookoła wieczorny, wakacyjny gwar. Gra muzyka, ludzie piją alkohol, rozmawiają, śmieją się, ktoś tańczy. Wszystko jest niezobowiązujące, jak to w sierpniu. Nagle dość napruty już mężczyzna wleciał do wody. Alkohol mocno przygiął go do ziemi... a ziemią było dno rzeki. Mężczyzna próbował unieść się na rękach, ale coś ewidentnie trzymało jego głowę pod wodą. Wreszcie podniósł się, desperacko łapiąc haust powietrza (zakrzyknął przy tym "żesz kur..."), po czym utopiec znów wciągnął go pod wodę. I trzymał dość długo... mężczyzna desperacko walczył o to, by jego głowa znów znalazła się nad lustrem wody. Udało mu się. Na kolejny haust powietrza. Myślę, że gdyby nie interwencja ludzi z brzegu, utopiec zabrałby sobie tego biedaka. Kiedy wyciągnęliśmy go na brzeg, miał pokiereszowaną twarz i dyszał jak po ciężkiej walce. Zresztą - to był srogi bój. Brakowało tylko bladych dłoni, trzymających swoimi długimi palcami walczącą o oddech głowę mężczyzny. Wyobraźnia i tak je dodała.  

Requiem


Skoro już jesteśmy przy umieraniu. Kiedy woda w stawie, w którym mieszkał utopiec niespodziewanie zaczyna się czerwienić, oznacza to, że demonowi przyszło zakończyć swój żywot. Do takiej wody nie wolno było wchodzić (bo to niezbyt zdrowe, poza tym córki utopcowe z rozpaczy mogą szaleć). Pamiętam, raz zdarzyło mi się być świadkiem takiej utopcowej śmierci. Mieliśmy wtedy pojechać na Paprocany (taki zalew w Tychach) popływać na kajakach. Niestety obowiązywał zakaz kąpieli bo w wodzie, zaczęło się mnożyć jakieś żyjątko na potęgę. Jakiś jednokomórkowy glon, albo pierwotniak. Podobno toksyczny. Woda była brunatna. Gdybym wtedy znał tę opowieść, pewnie zmówiłbym nad duszą biednego demona pacierz, a tak tylko się irytowałem, że ciepło, ładnie a my na brzegu... 

Na sam koniec informacja, która może już nikogo nie zainteresować, ale jest na tyle interesująca, że warto ją wrzucić. Ciekawostką o utopcach niech będzie fakt, że postacie tych demonów cieszyły się popularnością tylko w tych regionach Górnego Śląska, w których język niemiecki nie był językiem dominującym. 

***

Dzisiejszy wpis nie powstałby, gdyby nie prace Doroty Symonides, zbieraczki opowieści Górnego Śląska, która jest niezrównaną skarbnicą wiedzy na temat wierzeń i folkloru tego regiony. W szczególności przydatne okazały się dwie jej książki Śląski horror, która zbiera informacje o przesądach dotyczących górnośląskich straszydeł (nota bene, książka ta ma pierwsze miejsce, jeśli chodzi o wysokość kar, jakie otrzymałem za przetrzymanie książek z biblioteki), a także Godka za godką, będąca transkrypcją około trzystu ludowych opowieści zebranych mieszkańców regionu. 

Przypis: 

* O tym zresztą traktuje najpopularniejsze podanie dot. utopków - Utopiec i Zuzanka, znane najlepiej z wersji spisanej przez Gustawa Morcinka. 

**dlaczego czapeczka jest czerowna? Nie mam pojęcia. Być może dlatego, że utopce to tak naprawdę tylko potopione skrzaty, które zgubiły się po drodze do skrzaciego nieba... a tak zupełnie na poważnie - być może ta czerwona czapeczka określa klasę istot którymi utopce są. Podobnie jak domowe skrzaty/ chochliki można utopców obłaskawić albo wnerwić. No i jest ich całe mrowie. 

autorem obrazka Utopka, jestem ja. 

Komentarze

Popularne posty