Klub Latających Podróżników - W środku Państwa Środka (cz.2) Pandy, kung fu i herbata

Baśnie na warsztacie, Chiny dla dzieci, dzieci i podróże, kaligrafia, Klub latających podróżników, Mateusz Świstak, MEK, zakazane miasto


Na warsztacie: Klub Podróżników, Muzeum Etnograficzne, zajęcia dla dzieci, Kapitan Herman, Chiny

Odlatujemy we wtorek, 18 października, o godzinie 17.00 

Po wizycie w Zakazanym Mieście przyszedł czas na odwiedzenie chińskiej prowincji. Kiedy kapitan Herman kłaniał się cesarzowi Pu Yi, Pimple biegał tu i tam, by swoim nowym aparatem robić zdjęcia napotkanym ludziom. Podczas spotkania Klubu będziemy mieli sposobność na przejrzenie oryginalnych zdjęć z Chin z początku XX wieku. 

A potem wybierzemy się wzdłuż Chińskiego Muru w bambusowe lasy, gdzie można spotkać bambusożerne pandy i niezwykle wygimnastykowanych mnichów. 

Podróżnicy będą mieli okazję zapoznać się z prawdziwą chińską bronią, odbyć krótkie szkolenie na wojownika Shaolin, a na koniec wszyscy napiją się herbaty podawanej w iście chiński sposób. 



Z dziennika kapitana (O lekcji kaligrafii i ostatnim cesarzu Chin):

1913 rok, 16 kwietnia, Pekin

Wysłannik cesarza poprosił mojego Króla o pomoc w budowie linii kolejowej pomiędzy Pekinem, stolicą Chin, a Szanghajem. Jako podróżnik i jako mierniczy zostałem wysłany, aby sprawdzić warunki, z jakimi przyjdzie się borykać w przyszłości inżynierom. Przybyłem do Pekinu przede wszystkim po to, żeby w imieniu mojego Króla pokłonić się cesarzowi. A potem zabrać do pracy.

W drodze do Pekinu, co krok widziałem wymalowane lub rzeźbione smoki. Podobno są one tutaj symbolem mądrości i pomyślności. Często ustawia się je na szczytach domów, bo smoki są władcami... wody. Mają chronić przed błyskawicami i pożarami. Im bliżej cesarskiego pałacu się znajdowaliśmy, tym więcej smoków widziałem. I były coraz większe i coraz bardziej złote. 

Podobno cesarz ma boskie pochodzenie. Jest potężny i chroni swój lud, tak samo jak smoki chronią domy przed pożarem. 

Cesarz mieszka w tak zwanym Zakazanym Mieście. To nie było miasto, ale pałac, do którego wejść mogli tylko wybrani. Kto próbował tam wtargnąć musiał przypłacić to głową. 

Nasz przewodnik, pan Choy, powiedział, że do środka mogę wejść tylko ja. Pimplę i parę innych osób, które ze mną przyjechały niestety musiało zostać przed wielką fosą strzegącą Zakazanego Miasta. 


- To nic kapitanie - powiedział sierżant - dla mnie będzie to doskonała okazja, żeby sprawdzić jak działa mój nowy aparat. Powiedział z dumą i uderzył w wielkie pudło, które całą drogę taszczył ze sobą.  - Poza tym już tutaj jest pięknie. Te żółte dachówki i czerwone ściany, bardzo mi się podobają. Jak wrócimy do domu, to też sobie tak pomaluje dom. 

Wtedy odezwał się pan Choy:

- Dobrze, że w Anglii. Gdybyś tak pomalował dom w Chinach, musiałbyś zapłacić za to głową.
- Za pomalowanie domu? - zdziwiłem się. 
- Za kradzież cesarskich barw. Czerwony i złoty to kolory przeznaczone tylko dla cesarza. Zwykłym ludziom nie wolno ich używać. 

Pimple wzruszył tylko ramionami. 
- Na szczęście zdjęcia są biało-czarne. No nic. Powodzenia Kapitanie. 

Po czym odwrócił się na pięcie i zniknął w tłumie. A ja przeszedłem przez fosę i znalazłem się w Zakazanym Mieście. 

1913 rok, 17 kwietnia, Pekin, Zakazane Miasto 

Pierwszego dnia mojego pobytu w pałacu przygotowywałem się do oficjalne wizyty i spotkania z cesarzem. Moim opiekunem został pan Lo, mistrz pałacowych obyczajów i kaligrafii, czyli pisania pędzelkiem chińskich liter, których mają tutaj ponad pięćdziesiąt tysięcy (i chyba nikt nie zna ich wszystkich). 

Pokazał mi przede wszystkim, w jaki sposób mam pokłonić się przed cesarzem. Okazało się, że muszę uklęknąć trzy razy i za każdym z nich dotknąć głową ziemi. 

- Taki ukłon nazywa się Kow Tow i oznacza w Chinach wyraz największego szacunku. A cesarz zasługuje na najwyższy szacunek. 

Nie mogłem się nie zgodzić. Pieczołowicie więc klękałem i uderzałem głową w ziemię tak sumiennie, że prawie nabiłem sobie guza. 

Baśnie na warsztacie, Chiny dla dzieci, dzieci i podróże, kaligrafia, Klub latających podróżników, Mateusz Świstak, MEK, zakazane miasto


Kiedy pan Lo uznał, że wystarczy, zapytał, czy nie miałbym ochoty na naukę kaligrafii. 
Pomyślałem, że to dobry pomysł. 

Siedliśmy więc przed kawałkiem papieru (papier pochodzi właśnie z Chin!) z pędzelkiem w ręku i tuszem rozlanym na mały kamienny spodeczek. 

- Przed przystąpieniem do pisania należy być w dobrym nastroju i czuć się swobodnie i lekko. 
- Czyli dokładnie tak, jak ja czuję się teraz - powiedziałem.

Pan Lo uśmiechnął się, po czym chwycił za pędzel. Zamoczył końcówkę w tuszu i kilkoma gibkimi jak wąż śmignięciami nakreślił na papierze przepiękny znak. 

- Gdy się pisze, trzeba, by każdy znak miał swój odrębny wygląd. Musisz poznać jakie uczucie on zawiera. Na przykład kiedy piszesz Zhanggou (co znaczy Państwo Środka, czyli Chiny), musisz czuć dumę i musisz namalować tę dumę w znaku. 

Po czym znów chwycił za pędzel, znów zamoczył go w tuszu i śmignął nad papierem a tam stały dwa, bardzo ładne i bardzo dumne znaki. Po czym ciągnął dalej: 

- Czasem znak musi być, jak ptak, który odlatuje, czasem jak krzyżujące się miecze, a czasem jak strzała. Innnym razem jak płynące chmury, albo delikatnie migoczące gwiazdy. 

I kiedy mówił, jego dłoń raz po raz zostawiała na papierze czarne kreski, a ja mogłem w nich zobaczyć i odlatujące ptaki i krzyżujące się miecze, i strzały, i chmury, i migotanie gwiazd... (...)

(po czym nastąpił długi wykład o yin i yang, o tai chi i feng shui)

1913 rok, 18 kwietnia, Pekin, Zakazane Miasto, po spotkaniu z cesarzem

Cesarz Pu Yi, okazał się być... dzieckiem. Kiedy został cesarze, miał zaledwie trzy lata. Teraz był niewiele starszy i widać było, że jest trochę smutny. Wyobrażam sobie, że całe dnie musi siedzieć i robić bardzo nudne rzeczy. Przyjmować gości i robić poważne miny, a do tego wszystkiego udawać, że wie o czym mówią dorośli i to wie lepiej niż oni sami. Musiał udawać wielkiego smoka, kiedy tak naprawdę był tylko małym smoczątkiem. 

I wszystko, może prócz tańca lwów (które też są symbolem cesarza) bardzo, ale to bardzo go nudziło. 

Na szczęście prezent ofiarowany mu przez Króla Jerzego V był strzałem w dziesiątkę. W związku z tym, że mieliśmy pomóc przy budowie kolei, król ofiarował małemu Pu Yi złotą kolejkę elektryczną. Teraz, pod pretekstem zaprezentowania jej cesarzowi rozłożyłem tory na kamiennej posadzce i poprosiłem cesarza, by zechciał sprawdzić jak działa. Pod pretekstem uszanowania daru od mojego króla, cesarz bawił się kolejką przez całe popołudnie. Prezent chyba mu się spodobał. I chyba mnie polubił, choć - jak przystało na prawdziwego władcę - nie dał tego po sobie poznać. 





Komentarze

Popularne posty