Klub Latających Podróżników – tam, gdzie kiedyś była Persja

Baśnie na warsztacie, dzieci i podróże, Izrael, Jerozolima, Klub latających podróżników, Bliski, Mateusz Świstak, MEK, Koran, ropa naftowa

Na warsztacie: Klub Podróżników, Muzeum Etnograficzne, zajęcia dla dzieci, Kapitan Herman, Iran i Irak

Ziemie w okolicach rzek Eufrat i Tygrys oglądały wiele. Były świadkami narodzin pierwszej cywilizacji. Oglądały wielkie babilońskie miasta, pierwsze pismo, oglądały jeden z cudów świata - wiszące ogrody. Oglądały powstanie imperium Perskiego i sukcesów jego władcy Dariusza. Wreszcie widziały wędrówki proroka Mahometa i powstanie Islamu. 


Będziemy rozmawiać o Koranie, będziemy rozmawiać o Sumerach, będziemy rozmawiać o wyścigach wielbłądów, a także o pewnym Panu, mieszkającym w Polsce, którego odkrycie sprawiło, ziemie w okolicach rzek Eufrat i Tygrys wyglądają dziś zupełnie, zupełnie inaczej niż 100 lat temu. 


ZAPISY TUTAJ


Z dziennika kapitana (o Fadi, czyli zakazach... o piratach, których zawsze na Madagaskarze było mnóstwo i o pewnym odkryciu kapitana):

Rok 1912, 2 grudnia, tuż przed śniadaniem

(...)
Tak oto znaleźliśmy się bez noclegu w miejscu prawie tak nieznanym, jak ruandyjska dżungla. Cóż, lepsze jednak to niż niemiła Francuska gospodyni. 

Nie musieliśmy szukać długo - kilka przecznic dalej Pimple wynalazł dla nas dość zapuszczony dom. Za to ogród był duży, a gospodarz o oliwkowej skórze przywitał nas z szerokim uśmiechem i otwartymi ramionami. 
- Salam e! - zawołał
- Salami - odpowiedział Pimple. 
- Salam e! - to po naszemu Dzień dobry, a Tonga soa to witajcie!
- Zatem Salam e! - powiedziałem - szukamy właśnie noclegu i... 
- Noclegu przerwał spiesznie. nocleg już na wasz czeka. Już czeka. 

Rzeczywiście czekały na nas dwa pokoje. I to, jak mi się wydaje, czekały od dawna, bo na pościeli leżała warstwa kurzu, a w prawie wszystkich kątach rozgościły się już pająki. Cóż. Wolałem jednak kurz i pająki, niż niemiłą gospodynię, która nie szanuje ludzi tylko dlatego, że są stąd... albo że są anglikami. 

Przy kolacji dowiedzieliśmy się, że nasz gospodarz jest Malgaszem. Podobno od nazwy jego ludu pochodzi też nazwa Madagaskar. Jego, żona była piękną, czarną kobietą z ludu Bantu, który przybył na wyspę kilkaset lat później. Teraz z radością czekali na swoje pierwsze dziecko. 

Przy kolacji był też stary mężczyzna. Sąsiad, albo jakiś daleki krewny naszego gospodarza. I przez cały czas dziwnie mi się przyglądał. Jakby coś do mnie miał, jakby coś chciał powiedzieć, albo jakbym mu coś zrobił. Sam nie wiem. 

Kiedy szedłem do swojego pokoju, Pimple zatrzymał mnie i cicho powiedział: 
- Kapitanie? Czy zauważył Pan, jak ten stary na pana patrzył?
- Zauważyłem. 
- Chyba musimy być ostrożni. 
- Tak - przytaknąłem. - to dobry pomysł. Dobranoc Pimple. 

Rok 1912, 2 grudnia, po kolacji

Przy śniadaniu, było jeszcze gorzej. Nie dość, że stary znowu się na mnie patrzył, to sprowadził jeszcze drugiego starca i teraz patrzyli się obaj. Niestety, kiedy chciałem dowiedzieć się, o co chodzi, po prostu... uciekli. 

W tej samej chwili do ogrodu wbiegła grupa dziwnych zwierząt. Trochę przypominały koty, trochę małpy, a trochę psy. Miały długie pasiaste ogony i trochę głupkowaty wyraz twarzy. Jakby nigdy nic wskoczyły na stół i zaczęły wyjadać nam owoce z talerzy. Rozbawiło mnie to, więc pozwoliłem, żeby moje grejpfruty. Pimple najwyraźniej miał na ten temat inne zdanie, gdyż zaczął prychać i przepędzać zwierzaka.
- Fadi! - krzyknął - Nie wolno! Nie wolno! Nie wolno! Nie wolno łamać Fadi! 

- Czego? - zapytaliśmy niemal jednocześnie.
- Fadi, znaczy "nie wolno". To bardzo ważne, żeby nie łamać fadi. Zakazów.

- Jakich na przykład? - spytałem. 
Gospodarz pokazał palcem na siedzące przy misce dziwne zwierzę:
- Nie wolno na przykład atakować ani polować na lemury. 
Zupełnie nie wiedziałem, o co mu chodzi. usiedliśmy więc i gospodarz zaczął wyjaśniać, że na Madagaskarze obowiązuje wiele "Nie wolno" i nie wolno robić wielu rzeczy, bo to obraża zamarłych na których tutaj mówią RAZANA. A Nie wolno obrażać zmarłych, bo oni opiekują się żywymi. 
- Czego więc nie wolno robić? - dopytywał Pimple. 
- Nie wolno na przykład pokazywać palcem na groby, nie wolno jeść wieprzowiny, ani na przykład nie wolno mówić o noworodkach, że są brzydkie, bo jeszcze im tak zostanie. No i nie wolno polować na lemury. chcecie wiedzieć dlaczego?

Oczywiście, że chcieliśmy. Gospodarz rozsiadł się wygodnie i cmoknął na jedno z siedzących na stole zwierząt. Lemur wskoczył mu na kolana zupełnie jak kot. 

- To wydarzyło się w jednej z wiosek. Mężczyźni wychodzili do dżungli, żeby upolować coś do jedzenia. Wyszedł jeden i nie wrócił. Wyszedł następny, również nie wrócił. Wyszedł następny i jeszcze jeden. A każdy mężczyzna, który żegnał się ze swoją rodziną. Z żoną, synem, albo córką, żegnał się po raz ostatni. Kiedy las zamykał się za ich plecami, zamykał się na zawsze. Wreszcie doszło do tego, że w wiosce nie pozostał ani jeden dorosły mężczyzna. Przerażeni mieszkańcy postanowili, że wyślą chłopca do lasu, żeby sprawdził, co stało się z mężczyznami.. on też nie wrócił. Ale, kiedy słuch po chłopcu zaginął ktoś wrócił do wioski. Najpierw jeden, potem drugi, potem trzeci i czwarty, i piąty lemur. Tyle ich wróciło, ilu mężczyzn zniknęło. Lemury Indri. 
- Takie jak te? - pokazałem na siedzącego na stole stworka.
- Nie, to są katta. Indri są większe. A potem na koniec przybył jeszcze jeden, malutki lemur, który poprzednio zapewne był chłopcem wysłanym na poszukiwanie mężczyzn. 

- No ale co się stało? - dopytywał Pimple. 
- Nikt nie wie. Dżungla i czary w niej mieszkające są zbyt potężne, żeby poznać wszystkie jej tajemnice. Czasem trzeba po prostu powiedzieć sobie - tak się stało. Ale tak też powstało fadi. Nie wiadomo, czy lemur nie był kiedyś jednym z myśliwych. Lepiej więc w ogóle nie zjadać lemurów. 



Rok 1912, 3 grudnia, po kolacji

(...)

Dopędziłem starego w czymś, co wyglądało jak rozpadająca się tawerna. Był przerażony i trząsł się gorzej niż Pimple pod Ścianą Płaczu, zanim zdążyłem coś powiedzieć on zaczął bełkotać: 
- Kapitanie Alfredzie, oddam, oddam wszystko. Tylko proszę nie krzywdź mnie. Nie zabieraj. Wiernie strzegłem tajemnicy, którą powierzyłeś mojemu dziadowi. Czasem łamałem fadi, ale to przecież nas nie dotyczy, prawda?

Postanowiłem, że nie będę go wyprowadzać z błędu i powiedziałem tylko: 
- Wiesz gdzie mnie znaleźć. Oddaj, a potem znikaj precz.

Starzec wymknął się z tawerny jak spłoszony szczur. A ja rozejrzałem się dookoła. Madagaskar był kiedyś wyspą, którą upodobali sobie piraci jako kryjówkę, gdy zbliżał się cyklon. Zwijali się tutaj, żeby przeczekać okres sztormów i gdy znów zrobi się pogoda, wyruszyć na łupieżcze wyprawy na Ocean Indyjski. W szczególnym niebezpieczeństwie były statki płynące do Mekki i oczywiście okręty handlowe płynące do Indii lub wracające z Indii. Miejsce, w którym się właśnie znajdowałem korzystało z pirackiej legendy wyspy. Na ścianach wisiały stare portrety sławnych zbójców morskich: Henry Every, Thomas Tew, William Kidd, Alfred Herman. 
Co? Herman. Spojrzałem uważnie na twarz osoby na portrecie i przeraziłem się. Wyglądał prawie kubek w kubek jak... ja. No, może jak ja przebrany za pirata, ale nie było wątpliwości, że nieprzypadkowo nosimy to samo nazwisko. Przyjrzałem się dokładniej podpisowi pod portretem: 

Alfred Feliks Jonatan Herman. Zwany też Kapitan Krwawa Piącha. 

Więc to z nim pomylił mnie stary. Robiło się coraz ciekawiej. 


Rok 1912, 4 grudnia, przed południem

Nawet nie mam zamiaru schodzić do ogrodu. stary podrzucił mi pod drzwi paczkę, której zawartość jest zbyt niesamowita, żeby zamiast o niej napisać, pójść na śniadanie w towarzystwie lemurów. 

Obudziło mnie pukanie, ale kiedy otworzyłem drzwi, na wycieraczce znalazłem jedynie zalakowaną, skórzaną teczkę, która miała chyba ze sto lat. Na laku odciśnięta była pieczęć - czaszka trzymająca w zębach nóż. Ledwie udało mi się odczytać napis na zabrudzonej skórze. Wyblakłe litery mówiły: 

Otworzyć mogę to tylko ja. A. K. P. Herman. Złamanie pieczęci to łamanie Fadi o przekleństwo Razany. 

Szczerze mówiąc nie wierzyłem w prawdziwość tej całej fadi. Poza tym, jest przecież napisane A. K. P. Herman. Czyli powiedzmy Artur Kapitan Pan Herman. Czyli się zgadzało. Niewiele czekając złamałem pieczęć i otworzyłem teczkę. Ze środka wypadł list. 

Witaj Hermanie. 

Jeśli nie jesteś jednym z tych psów zdradliwych, musisz być Hermanem. Może masz na imię Jasio, może Edzio, a może Euzebiusz. Dla mnie to już nic nie znaczy. Ważne, że jesteś Hermanem. Tak, jak ja.  
Pozwól, że się przedstawię - nazywam się Alfred Feliks Jonatan Herman, choć moje poczynania na wodach oceanu Indyjskiego zapracowały mi na przydomek Krwawa Piącha. Kiedy czytasz ten list, moje kości już dawno zamieniły się w proch.  
Nim zostałem piratem pływałem na Brytyjskich żaglowcach eskortujących okręty handlowe. Niestety podczas jednego z rejsów zostaliśmy napadnięci przez kilka pirackich statków. Większość mojej załogi zginęła w walce. A mnie wzięto do niewoli. Znając odrobinę piracki obyczaj, postanowiłem, że będę walczyć o swoje życie do końca. Miałem do wyboru, albo dać się wyrzucić za burtę, albo stanąć do pojedynku z siedmioma zbirami na raz. Pomyślałem, że jak mam ginąć, to nie bez walki. Podniosłem więc swoją szablę i zanim ją opuściłem siedmiu zbirów leżało na pokładzie błagając mnie o litość.  
Piracki obyczaj w takich sytuacjach dawał mi prawo wyzwać także kapitana statku. Wyzwałem go więc. Także on dołączył do swoich koleżków. Reszta marynarzy widząc, że ich kapitan do niczego już się nie nadaje od razu zaproponowali mi, bym to właśnie ja został nowym kapitanem.  
I tak właśnie zostałem piratem. Początkowo nie chciałem łupić innych statków, ale żądza przygody piała w mojej krwi za każdym razem, gdy widziałem inny żagiel na horyzoncie. I wolność. Czułem, że świat należy do mnie.  
Przemierzyliśmy ocean Indyjski wszerz i wzdłuż siejąc postrach pośród handlowych szalup. Łupiąc je niemiłosiernie i zdobywając przy tym nie lada kosztowności. Część z nich pozostawiłem dla takich jak ty. Hermanów, którzy nie boją się łamać Fadi i którzy też wiedzą czym jest przgoda. Szukaj wskazówek w labiryncie białych zębów. Znajdziesz tam mapę, która poprowadzi cię dalej. Mój daleki daleki krewniaku. A jeśli nie jesteś Hermanem i złamałeś właśnie fadi, lepiej nie zasypiaj, bo od teraz, każdej nocy będę cię odwiedzać w snach, i będę ci robić takie rzeczy, których sam diabeł by nie wymyślił.
Z poważaniem A. K. P. Herman

Robiło się coraz ciekawiej. Więc mój przodek, jeśli był moim przodkiem, był piratem... Był podobny i podobnie jak ja, lubił zapisywać różne rzeczy. No i do tego słowa, które do mnie dotarły były bardzo ale to bardzo kuszące. Skarby, tuż pod moim nosem. Tu na Madagaskarze.

Pimple zapukał do mnie po śniadaniu, przyniósł mi herbatę i miskę owoców.


- Sierżancie - zapytałem z tajemniczą miną. 
- Tak kapitanie? 
- Nie mialbyś ochoty wyruszyć ze mną na poszukiwanie skarbów? 

Komentarze

Popularne posty